Niepewne czasy, w jakich żyjemy, skłaniają do szukania różnego rodzaju zabezpieczeń finansowych, na przykład na tak zwaną „czarną godzinę”. Większość więc inwestuje w różne obligacje, monety, kruszce itp. Mało kto natomiast pomyśli, że pewną formą zabezpieczenia w razie kolejnego lockdown’u, czy utraty zatrudnienia w dotychczasowym miejscu pracy, może być… spółka, czyli działalność gospodarcza. Czy to faktycznie taki świetny pomysł?

Dlaczego spółka, a nie działalność jednoosobowa?

Kiedy ktoś myśli o tym, żeby założyć swoją firmę, przedstawia mu się w samych superlatywach wizję posiadania jednoosobowej działalności gospodarczej. Niby wszystko pięknie ładnie, bo można najpierw prowadzić działalność nierejestrowaną, a później płacić mniejszy ZUS, jako młody przedsiębiorca. Jednak mało kto tak naprawdę podkreśla jedną bardzo ważną kwestię. Mianowicie to, że każdy, kto zakłada taką działalność, odpowiada całym swoim majątkiem. W dodatku osoba, która nie ma praktycznie żadnego doświadczenia w prowadzeniu firmy, prawdopodobnie więcej w pierwszym roku wyda, niż zarobi. Zaciągnie więc mnóstwo zobowiązań finansowych, a zysk uda jej się wypracować, być może dopiero w drugim lub nawet w trzecim roku. A jeśli już przekroczyło się pułap finansowy właściwy dla działalności nierejestrowanej, nie ma już odwrotu. Trzeba płacić składki ZUS, podatek itp., itd. Skąd na to wszystko wziąć, jeśli dochód jest albo minimalny, albo zerowy, albo, co gorsze, ujemny?

Natomiast spółka jest o wiele bardziej bezpieczną formą prowadzenia działalności. Jedynym tak naprawdę minusem jest to, że trzeba na początek włożyć w nią co najmniej pięć tysięcy złotych. Dla tych, którzy pracują na etacie i ledwo wiążą koniec z końcem, taka kwota nie jest wcale mała. Tym bardziej że wraz z założeniem działalności, trzeba się liczyć też z innymi wydatkami, na przykład na sprzęt, na stronę internetową itp.

Z tego też powodu wiele osób popełnia ten błąd i zakłada zwykłą działalność jednoosobową, a gdy trzeba zamknąć firmę, bo „nie idzie”, taka osoba pozostaje z gigantycznym długiem i z gorzkim wspomnieniem, że przecież chciało się coś zmienić w życiu, być niezależnym i… „dostało się po głowie”.

Dlaczego spółka to dobry pomysł?

Zakładając spółkę, można podzielić koszty między wspólników. Zatem jeśli zbierze się „paczka”, czyli osoby, które mogą na sobie polegać i każda z nich wyłoży taką samą kwotę, by uzbierać w sumie te pięć tysięcy, biznes może ruszyć bardzo szybko. Najlepiej dobierać się w taki sposób, by każdy mógł wnieść coś od siebie, czyli kompetencje, których nie mają pozostali. Dzięki temu uda się zapanować nad większością trudnych sytuacji.

Jednak, co najważniejsze, jest to bardzo bezpieczny rodzaj biznesu. Warto pamiętać, że w sytuacji, kiedy faktycznie firma notuje gorszy okres w swojej historii, ponosi się koszty tylko do wysokości wkładu w tę spółkę. Natomiast majątek prywatny w ogóle nie jest przedmiotem sporu między firmą a ewentualnymi wierzycielami, jeśli spółka zalega na przykład z płatnością faktur.

W dodatku spółka jest o wiele bardziej atrakcyjna pod względem tego, jak może się rozwijać w dalszej perspektywie. Jeśli członkowie uznają, że wkład w spółkę powinien być większy, zawsze mogą wnieść w późniejszym terminie wyższe kwoty. Warto o tym pomyśleć na przykład wtedy, gdy firma ma się całkiem dobrze albo i lepiej, a jej akcje mogłyby być wiele warte. Im więcej się „włoży” wtedy, tym więcej można „wyjąć”.

Kiedy spółka nie jest najlepszym rozwiązaniem?

Żeby móc zarządzać spółką, trzeba mieć dobry zarząd, czyli ludzi, którym faktycznie na tej firmie zależy. Często jednak zdarza się tak, że spółkę tworzą osoby, w której na przykład jedna daje z siebie 90%, druga 7%, a trzecia 3%. W dodatku te, które dają z siebie najmniej, na ogół czerpią najwięcej z budżetu spółki, w ogóle nie informując o tym, że pobierają kwoty z firmowego konta. W ten sposób spółka, zamiast się rozwijać, zaczyna „gonić w piętkę”, a ci, którzy chcieli ją założyć z czystych i wartościowych pobudek, cierpią niemałe katusze.

Wiele osób po takich doświadczeniach mówi spółkom kategoryczne „nie”, niezależnie od tego, jak dobrze by nie rokował taki biznes na przyszłość. Zanim więc ktoś zdecyduje się rozpisać biznesplan dla spółki i dobrać sobie osoby, które będą tworzyć zarząd, warto pomyśleć, czy takie osoby faktycznie się nadają. Gigantyczne przychody, które mogą się pojawić w pewnym momencie, często są wystarczająco dużą pokusą, by ktoś w spółce się nie wyłamał i nie „okradł” pozostałych członków.

Takie osoby nie dość, że powinny sobie ufać w stu procentach, to jeszcze muszą umieć się ze sobą dogadywać. Niekiedy spółka przestaje mieć jakikolwiek sens, gdy zaczynają się pojawiać rozbieżne wizje związane z dalszym rozwojem firmy. Jeśli nie ma zgodności w tym zakresie, zawsze pozostanie ktoś, kto nie będzie zadowolony z takiego obrotu sprawy. Gdy jest w 100% zależny od spółki, jego działania mogą nawet nieraz przybrać zły obrót np. dla wizerunku firmy. Często zresztą słyszy się o różnych partnerach biznesowych, którzy podkładają tak zwaną „świnię” albo podbierają klientów. W spółkach natomiast, gdy ludzie się nie dogadują, mogą być podejmowane próby sabotażu, czyli działania, przez które dany projekt ma nie wypalić, by wybrać ostatecznie inne rozwiązanie.